Nie jest tajemnicą, że bardzo lubię twórczość Marcina Przybyłka, który występuje często pod pseudonimem Martin Ann Drimm. Nie dość, że podobają mi się jego książki, to zgadzam się z wieloma jego poglądami, uważam go za mądrego i rozsądnego człowieka. Lubię słuchać jego prelekcji na konwentach miłośników fantastyki i mimo, że często mówi o rzeczach bardzo trudnych, to przeciętny zjadacz chleba jest w stanie je zrozumieć.
Póki co, uważałem, że zbiór opowiadań „Granica rzeczywistości” był najlepszym owocem pióra Przybyłka. Kolejne tomy z serii Gamedec czytało mi się już dużo trudniej i nie zachwyciły mnie aż tak bardzo jak pierwsza część. Teraz chyba jednak zmieniłem zdanie…
CEO Slayer to powieść, której akcja dzieje się w Warszawie w niedalekiej przyszłości. Technologia jest już dość mocno rozwinięta i ludzkość jest na nią wręcz skazana. Dostęp do sieci jest wszechobecny i praktycznie ludzie nie są w stanie bez niej żyć. Światem rządzą korporacje, które już w ogóle się z tym nie kryją. Zysk jest głównym i w sumie jedynym celem. Pieniądze i władza, władza i pieniądze…
Główny bohater to nikt inny jak kopia samego autora. Niewysoki, ale przystojny (sic!), dobrze zbudowany (Marcin, czy aby na pewno?), podobający się kobietom (hehehe) właściciel jednoosobowej firmy prowadzącej szkolenia dla pracowników korporacji, ma już dość korupcji, wyzyskiwania ludzi, arogancji i okrucieństwa wszelkiej maści korpo kierowników, dyrektorów i prezesów. Postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić z tym wszystkim porządek. Chce zostać połączeniem Robin Hooda i Batmana, który jako mroczny mściciel zamiast odbierać bogatym i dawać biednym, będzie tym bogatym po prostu kapiszonował japę (w sensie obijał twarz, czy jak kto woli wymierzał karę przy pomocy pięści).
W powieści Przybyłka nie brakuje humoru. Autor niejednokrotnie puszcza oko do czytelnika, ale jednocześnie porusza naprawdę ważne sprawy. Bez owijania w bawełnę jasno daje do zrozumienia jaki jest jego osobisty stosunek do skur#%$@syństwa panującego na tym świecie. Jego przesłanie jest bardzo konkretne i ciężko się z nim nie zgodzić.
Tę książkę czyta się naprawdę bardzo przyjemnie i ciężko się od niej oderwać. Wizja przyszłości stworzona przez Przybyłka jest bardzo realistyczna, rozsądna i nie będzie przesadą jeśli nazwę Marcina wizjonerem.
Jedyny zarzut jaki mam do książki CEO Slayer jest taki, że moim zdaniem powinna być trochę dłuższa. W sumie moim zdaniem fabuły starczyło by na dwa tomy i Przybyłek mógłby spokojnie upchnąć tam jeszcze wiele swoich pasjonujących pomysłów na to jak będzie wyglądało nasze życie już niedługo. Tymczasem ostatnie strony trochę za bardzo przyśpieszają i trochę za szybko wszystko to się kończy.
Na koniec warto wspomnieć o tym, że wydawnictwo Rebis stanęło na wysokości zadania i książka wygląda naprawdę zacnie, choć daleko jej niestety do niektórych perełek z uszlachetnianą okładką zintegrowaną, wydawanych przez Fabrykę Słów.
Warto kupić i przeczytać CEO Slayer. Warto przemyśleć to, o czym pisze Marcin Przybyłek.

|