Piszę te słowa z perspektywy pokolenia Nintendo, wychowanego od najmłodszych lat w towarzystwie komputerów. W moim wypadku najpierw był to ATARI sąsiadów, a następnie sprowadzany ze stanów PC, potężny 486, którego nam, dzieciom w wieku przedszkolnym, dotknąć wolno było jedynie pod nieobecność starszego brata. Długo na swój własny sprzęt nie czekałem, męczyłem jednak do tego czasu zawzięcie gry na konsolę Pegasus. Teraz odbywa się to jeszcze szybciej, pięcioletnie dzieciaki katują programy edukacyjne, ośmioletnie budują komputerowe wille korzystając z cheat mode, a dziesięciolatki strzelają, do czego tylko się da w
Quake’u. Poszliśmy do przodu.
W swojej najnowszej książce
Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw Marcin Przybyłek odsłania nam kolejną generację X. Świat (znany skądinąd z wcześniejszej książki autora
Gamedec. Granica rzeczywistości), w którym gry z rozrywki zmieniły się w sposób na życie. Przedstawia ona przygody Torkila Aymora – gierczanego detektywa, tytułowego Gamedeca.
Od pierwszych stron zostajemy uderzeni przez wyzierającą ze stron książki falę, nie zawsze zrozumiałej, nowoczesności. Szczęśliwie, wszystkie terminy pochodzące z poprzedniej pozycji zostały wyjaśnione w słowniczku, zamieszczonym na końcu jako suplement. Sprawa cieszy podwójnie, pomaga uniknąć sztucznych sytuacji, w których bohaterowie myślą o rzeczach dla nich oczywistych, tylko po to by przybliżyć ich znaczenie czytelnikowi. Hasła zostały posegregowane w bardzo sprytny sposób i pierwsze kieruje nas do kolejnych tak, że za pierwszym razem musimy przebrnąć przez porcję pięciu czy sześciu terminów. Jest to znakomite wprowadzenie do świata wykreowanego przez
Przybyła i pomaga wczuć się w genialny klimat
Gamedeca.
By nieco przybliżyć uniwersum, z jakim przyszło nam obcować, postaram się pokrótce wyjaśnić główne jego założenia. W dużym uproszczeniu, ludzi możemy podzielić na dwie grupy. Pierwszą, żyjących w realium, czyli świecie znanym nam obecnie i poddanym jedynie gruntownemu przebudowaniu i modernizacji. Druga z nich, odcina się od rzeczywistości wchodząc do świata gier - zmodyfikowanej na potrzeby świata cyberprzestrzeni, w której można śmiało prowadzić alternatywne życie.
Wszystko to jedynie mocno telegraficzny skrót, całość przedstawiona przez
Przybyła sprawia wrażenie niesamowicie kompletnej. Autor zastosował ciekawy zabieg przeplatania wątków fabularnych tekstami wirtualnych audycji, nadawanych w świecie Gamedeca. Mamy więc reklamy bioubrań, fragmenty wywiadów i wiadomości A.D. 2199. Miód. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, iż spora część wydarzeń dzieje się w Polsce, a konkretnie w Warsaw City..
Historia prowadzona jest z perspektywy głównego bohatera w narracji pierwszoosobowej. Cieszy przede wszystkim, że jest to postać bardzo ludzka, ma swoje słabości i niedoskonałości, a jednocześnie nie rozmyśla za wiele o swojej doli. Lektura losów neurotyka, wiecznie analizującego własne problemy, nikomu tutaj nie grozi, Torkila czytelnik dostaje dokładnie tyle ile powinien.
Całość została napisana w adekwatnej do treści formie. Język i określenia użyte przez autora sprawiają, że staje się jeszcze spójniejsza i przyjemniejsza w odbiorze. Co do zgodności spraw biologicznych, nie śmiałbym nawet z autorem dyskutować, widać jednak jego solidne medyczne wykształcenie. Podczas wielogodzinnych podróży w sieci uwzględnione są reakcje ludzkiego organizmu, a dbałość o szczegóły poraża i dodaje prawdziwości.
Poza wiedzą ściśle naukową, można zauważyć, że gry nie były tylko inspiracją, a sam pisarz miał z nimi do czynienia więcej, niż podczas przypadkowej partii w pożyczoną strzelankę. W rozgrywkach uczestniczą odpowiedniki współczesnych klanów, rozgrywki prowadzone są w znanych graczom trybach, a nomenklatura nie razi. Wszystko jest na swoim miejscu. Kolejny plus.
Zastrzeżenia? Nie ma, ale jest jedno spostrzeżenie. Osobiście zdziwiła mnie znikoma rola Kościoła w przedstawionej wizji przyszłości. Biorąc pod uwagę, że pcha on obecnie łapy wszędzie gdzie może, a nawet tam gdzie go bardzo nie chcą, dziw bierze jak śladowe wzmianki o nim pojawiają się w książce.
Przychodzi czas na ocenę, czyli na moment, za którym szczerze nie przepadam. Zdecydowałem się na 85%. Dlaczego? 100% rezerwuję dla absolutnego mistrzostwa, arcydzieł, o których mówić będzie się przez dekady. 90 i 95% to perełki, które rzuciły mnie na kolana, ale nie czołówka absolutna.
Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw to książka wyśmienita, o znakomitej fabule. Momentami czytając ją, miałem wrażenia podobne do odczuwanych podczas oglądania dobrego filmu akcji. A na koniec… Na koniec zrobiło mi się smutno, że to wszystko już za mną i pognałem na stronę poświęconą cyklowi by sprawdzić, co będzie dalej. To chyba najlepsza rekomendacja.
PS: Dziękujemy wydawnictwu superNOWA za udostępnienie darmowego egzemplarza do recenzji.
Autor:
Tomasz „Marchew” Marchewka
Redakcja:
Marcin „Sharn” Byrski
Autor: Marcin Przybyłek
Rok wydania: 2006
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka