Seria gier wideo pod marką Assassin's Creed to jeden z największych kasowych sukcesów jej wydawcy - firmy Ubisoft. Z pewnością największym atutem tych gier jest niesamowity klimat i historyczne tło z różnych ważnych okresów, takich jak: wyprawy krzyżowe, wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych, rewolucja francuska czy choćby morskie zmagania o kontrolę nad Karaibami, gdzie nie brakowało żaglowców, kaprów i piratów.
Jak każda popularna gra wideo, Assassin’s Creed w końcu doczekał się swojej filmowej adaptacji. Czy ten zabieg się udał? Czy wyprawa do kina nie okaże się torturą? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w mojej recenzji.
Film miałem okazję zobaczyć na dzień przed premierą na specjalnym pokazie w kinie Cinema City Galeria Mokotów w Warszawie. Jak to zwykle na takich pokazach bywa, zaproszenia nie mają dołączonych biletów, więc im wcześniej przyjdziesz, tym lepsze miejsce zajmiesz. Mi udało się usiąść w samym środku kina, co jest szczególnie ważne (jak dla mnie) przy filmach w technologii 3D. Po prostu lepiej wszystko widzę.
Cała fabuła nawiązuje mocno do gier wideo opartych na tej samej licencji. A zatem mamy starożytny zakon Asasynów, który w zasadzie jest po stronie dobra, ale wcale im to nie przeszkadza wyrzynać bogu ducha winnych strażników i innych Templariuszy (którzy wszak z pewnością mają na utrzymaniu żony, dzieci i schorowane matki). Asasyni mają nieco arabską stylistykę. Lubią brody, makijaż, kaptury, fikołki w stylu Kung Fu i idę o zakład, że żywią się wyłącznie kebabami z baraniny na grubym cieście i mocno na ostro.
Głównym celem zakonu Asasynów, jest chronienie bezcennego i potężnego artefaktu - rajskiego jabłka, którym według Starego Testamentu bezwstydna i grzeszna Ewa, skusiła biednego i bogobojnego Adama do złamania zasad w ogrodach Edenu. W tym jabłku jest zapisana kwintesencja wolnej woli człowieka, która jest jednym z filarów człowieczeństwa. Twórcy scenariusza dla tych wszystkich widzów, których nie jarają tematy wiary w Boga i wszelkie religijne dogmaty, przygotowali świetną furtkę z motywem obcych, prastarych cywilizacji. Ale ten temat przemilczę by niepotrzebnie nie spoilerować.
Po drugiej stronie barykady znajdują się Templariusze i Święta Inkwizycja, którzy chcą doprowadzić świat do ładu, porządku i wyplenić z niego wszechobecna agresję. Chcą tego dokonać na swój własny, specyficzny sposób, który oczywiście zupełnie nie podoba się Asasynom. Uważny lub zupełnie nietrzeźwy widz może tu dostrzec analogię do polskiej rzeczywistości i zmagań Komitetu Obrony Demokracji pod przewodnictwem Mateusza Kijowskiego z Prawem i Sprawiedliwością pod światłym kierownictwem prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Wszyscy niby chcą dobrze, ale bijąc się w piaskownicy, sypią piaskiem po oczach innym dzieciom, które grzecznie przyszły pobudować sobie zamki.

Trzeba przyznać, że scenariusz trzyma się kupy i w zasadzie ani razu nie opadły mi w bezsile ręce i nie załkałem słysząc i widząc jakieś głupoty. Fabuła ma sens, historia poprowadzona jest całkiem logicznie i nie przesadzono z nadmiarem futurystycznych i nierealnych głupot.
Zdjęcia robią świetne wrażenie i technologia 3D bardzo pomaga w odbiorze. Szczególnie dobrze to wszystko wygląda przy wielkich panoramach batalistycznych, których kilka pojawiło się w filmie. Efekty specjalne też robią dobre wrażenie, a choreografia walk i mordobić jest naprawdę interesująca. Seria Asssassin’s Creed to przede wszystkim bieganie po dachach, wspinanie się po ścianach i ogólnie rozumiany średniowieczny parkur. W tym przypadku twórcy także nie zawiedli.
Gra aktorska jest bez zarzutu. Muzyka też daje radę, choć szczerze powiedziawszy, bardzo liczyłem, że usłyszę w filmie motyw przygotowany przez zespół Woodkid - Iron. Słysząc ten utwór za każdym razem przechodzą mi ciary po plecach. Szkoda, że w filmie go zabrakło.
Podsumowując, film Assassin’s Creed uważam za bardzo udaną produkcję. Nie jest to może mistrzostwo świata, ale solidna produkcja, której Ubisoft nie musi się wstydzić. Premiera tego filmu na pewno podbije sprzedaż gier wideo i wszelkiej maści gadżetów, które zostały wyprodukowane na tej licencji. Film ma otwarte zakończenie i idę o zakład, że niewątpliwy sukces kasowy zamieni się w kolejne części filmowej sagi. Mam tylko nadzieje, że pieniądze zarobione dzięki tej produkcji zachęcą jakieś studio filmowe do sięgnięcia po licencję gry The Division (również ze stajni Ubisoft), którą uważam za totalnie rewelacyjną.
Idźcie śmiało do kina na Assassin’s Creed bo siary nie ma. I jeszcze jedno… po ostatniej scenie nie czekajcie na potencjalny dodatek po napisach końcowych. Ja siedziałem jak głupi i… niczego nie ma, oprócz informacji, że dzięki temu filmowi 15 000 osób miało pracę.
Artur “ARTUT” Machlowski
Dziękujemy firmie MSI Polska za pomoc przy przygotowaniu tej recenzji.

UWAGA KONKURS!
Napisz w komentarzu do tej recenzji w jakich realiach z historii Polski chętnie byś zobaczył kolejną część gry Assassin’s Creed. Najciekawszą naszym zdaniem odpowiedź nagrodzimy smoczym upominkiem od firmy MSI Polska.
Macie czas do 16 stycznia 2017 roku do godz. 12:00.
|