14-12-2008, 22:12
Ściemniak 10023 x przeczytano

Wreszcie, po długim oczekiwaniu i po pewnej obsuwie premiery (druga połowa października? Ekhem...) do sklepów, a przez nie do naszych rąk, zawitał Bestiariusz: Bestie. To już piętnasty z kolei dodatek do postapokaliptycznej gry fabularnej Neuroshima, a zarazem drugi z serii bestiariuszy. Po raz kolejny Mistrzowie Gry zostali wyposażeni w pokaźny zestaw śmiercionośnych narzędzi, jakimi są wszechobecni wrogowie. W poprzednim odcinku mieliśmy okazję poznać co ciekawsze zabaweczki prosto z warsztatu Molocha. Tym razem dane nam będzie przyjrzeć się niemniej groźnej faunie – „te, co skaczą i fruwają” wkrótce zdrowo napsują krwi biednym Graczom za pomocą swych kłów i pazurów.
Na początku można znaleźć mały przewodnik, jak korzystać z Bestiariusza. Przyda się tym, którzy z częścią o maszynach się nie zetknęli, choć nawet i szczęśliwi (cóż, nie jestem pewien, czy tacy znowu szczęśliwi – przyp. red.) posiadacze owego podręcznika mogą tu śmiało zajrzeć. Ogólny opis fauny, trochę o historii i eksperymentach, a także niemałe objaśnienie zwierzęcych zachowań (w końcu zwierzak to nie maszyna, więc będzie polegał na instynkcie, a nie działał zgodnie z oprogramowaniem) i garść bonusów, które uatrakcyjnią każdego przeciwnika – oto wstęp. Warto też wspomnieć o pewnej nowości wprowadzonej przez twórców – małych symbolach przy opisie każdego zwierzaka. Są to oznaczenia w ogólny sposób charakteryzujące każdy przypadek – czy jest to superdrapieżnik czy byle przeszkadzajka czy woli nocny tryb życia itp. Rzecz jest o tyle przydatna, że gdy będzie nam potrzebny dany typ przeciwnika nie musimy już dokładnie wczytywać się w opis i statystyki – wystarczy poszukać na początku opisu odpowiedniej ikonki. Proste i bardzo pomocne. To pierwszy duży plus.
Cała część traktująca o potworach jest – do czego zdążyła nas przyzwyczaić pierwsza odsłona – podzielona na kilka kategorii. I tak mamy potwory pustynne, wodne, występujące na otwartym terenie i tylko na obszarze Neodżunglii oraz efekty eksperymentów. W każdej kategorii mamy kilka przykładów potworków. Znajdą się tu olbrzymie skorpiony, wielkie ośmiornice, pustynne węże czy jaguar. Trafiło się nawet kilka roślin. Niektóre bestie zdecydowanie wybijają się ponad resztę – np. eksplodujące tapiry, groźna broń biologiczna o nazwie hydromorf, z pozoru niewinny puszek oraz zabójcza, pająkopodobna tekla (tak, to monstrum z okładki). Moim faworytem pozostaje jednak pożeracz genów, prawdziwa okropność wchłaniająca DNA pożartych stworzeń – z tułowia wystają jej kończyny i głowy różnych zwierząt – swoich ofiar. Jak dla mnie jest to bestia, która najbardziej trzyma neuroshimowy klimat i godna jest tego, by postawić ją na półce obok Nocnego Łowcy i Croats. Zdecydowanie należy pochwalić rysowników, którzy odwalili kawał dobrej roboty – rysunki tych wszystkich okropności są naprawdę (nie)przyjemne dla oka. Ukłon należy się też autorom tekstów – cała treść opowiadana jest przez kilka postaci, w które wcielili się twórcy Neuroshimy – znalazło się też miejsce dla fanów. Teksty stoją na wysokim poziomie, zastanawia tylko jedna rzecz – dlaczego „ziomalstwo” ustąpiło miejsca akademickiemu językowi? OK, może i „biocenoza” kojarzy się uczniowi byle gimnazjum, ale jakoś dziwnie wygląda w tej grze, nastawionej w pewien sposób na luz. W każdym bądź razie, całość prezentuje się całkiem nieźle.
Trzeba jednak wspomnieć tu o kilku minusach całego podręcznika. Po pierwsze: nazwy. Może i czepiactwo, może i ciężko byłoby wymyślić coś lepiej brzmiącego ale jak dla mnie korzec, kopacz, zadrutowany goryl czy sęp popromiennych pustyń nieco drażnią uszy. Drugim minusem są niektóre pomysły – taka np. bagienna ośmiornica jest żywcem wyjęta z pierwszej części „Władcy Pierścieni” (pamiętacie Czatownika przed bramą Morii?), nie mówiąc już o tym, że wspomniana wcześniej czwórka bardziej kojarzy mi się z jakimś bestiariuszem do któregoś z niezliczonych światów d20 niż z prawdziwą Neuroshimą.
Podsumowując, jest to kawał dobrego podręcznika, pozycja obowiązkowa w rękach każdego Mistrza Gry. Nie ma więc co zwlekać, tylko zaopatrzyć się jak najszybciej w egzemplarz i czym prędzej zarzucić Graczy gradem ogromnych modliszek, zmutowanych pająków i Bóg raczy wiedzieć, jakiego paskudztwa.
I pamiętajmy, że przed nami jeszcze dwie obiecane części Bestiariusza...
Redakcja: Hendley
|