Połączenie z internetem to coś pięknego. Dzięki temu możemy tyle zrobić, ale również mnóstwo stracić... Możemy obalić największe organizacje, kupić świnię, majtki znanych internetowych celebrytów, czy nawet dziewczynę na wyjście ze świnką morską. Wszystko dzięki kilku odpowiednim kliknięciom. Jednak dziś poruszymy trochę inny temat, a konkretniej o tym co daje nam połączenie z internetem podczas grania zwykłej kampanii singleplayer.
Zacznijmy od wad, bo w końcu wytykanie błędów innym zawsze jest najłatwiejsze. Na początek przypatrzmy się serii Watch Dogs. Mamy coś takiego jak ataki hakerskie, czyli misje on-line z udziałem innych graczy. Wszystko byłoby bardzo fajne gdyby nie jeden fakt. Pomimo naszej woli, czasem zostajemy wrzuceni do misji i mamy ją wykonać, bo twórca ma taki kaprys. Przy pierwszym razie było to dla mnie zrozumiałe, ponieważ to ja zostałem zaatakowany, więc to jest takie nawiązanie typu nie znasz dnia i godziny, kiedy ktoś spróbuje Cię schakować. Inaczej odebrałem to kiedy nagle podczas eksplorowania mapy zaczęło mi szukać celu oraz od razu na niego nakierowało. Kiedy wyszedłem z tego, włączył mi się pasek ładowania, który przeniósł mnie na sam dół... Tia i 15 min wchodzenia na wieżowiec, po punkty badań poooszło.

Kolejnym przykładem jest Metal Gear Solid V. Naprawdę świetna gra. Dopóki nie podłączymy jej pod internet... Dlaczego spytacie. Otóż dostajemy wtedy tyle bonusów, że nie idzie ich wszystkich zliczyć. Strasznie psuje to moim zdaniem po prostu rozgrywkę. Zamiast pójść w eksplorację posterunków wroga, dostajemy mnóstwa kasy praktycznie za nic. Kiedy pierwszy raz pokusiłem się na odebranie kilku nagród, tak teraz tego żałuje. Odechciało mi się chyba grania na tydzień, gdyż gra zrobiła się dla mnie najzwyczajniej nudna. Ze skradanki zamieniła się w zwykłego shootera.

Jest za to w tym wszystkim jeden plus, czyli achievement'y. Co prawda teraz już mniejsza część gier potrzebuje internetu do zapisywania naszych osiągnięć. Pojawiają się jednak, też takie, które są możliwe tylko po zalogowaniu. Przykładowo tygodniowe zadania dawane przez Uplay dla graczy w danej grze.

Podsumowując cały ten felieton, wiemy, że jeśli chcemy mieć fajną rozgrywkę, bez większych wspomagaczy, bez wyskakujących okienek i narzuconych misji musimy odciąć się od linii wirtualnej. Szkoda tylko, że wraz z tym nie zapiszą mi się moje zwariowane osiągnięcia, ale czego się nie robi dla prawdziwego gaming'u. Na koniec zostawiam was z pytaniem. Czy też mieliście podobne sytuacje, gdzie wkurzał was internet w kampanii, czy może wręcz przeciwnie?
|