O ile gier, w których mamy okazję polatać wojskowymi samolotami wcale nie brakuje, o tyle temat śmigłowców zawsze był przez branżę elektronicznej rozrywki traktowany chyba nieco po macoszemu. Nieliczne wyjątki były w zasadzie tylko drobnymi epizodami i mam wrażenie, że nigdy nie wybiły się z niszy. Nadeszła jednak nowa premiera, która moim zdaniem narobi hałasu.
Mam na myśli grę Heliborne na PC, którą wydała polska firma Klabater, związana całkiem mocno z dystrybutorem CDP znanym wcześniej jako CD Projekt.
Gdybym miał komuś w prostych słowach wyjaśnić czym jest Heliborne to powiedziałbym, że jest to takie League of Legends tylko bardziej realistyczne i z helikopterami. Porównanie trochę na wyrost, ale w rzeczywistości gra najwięcej zyskuje w grze wieloosobowej.
Wróćmy jednak do początku. Trafia do nas zręcznościowy symulator, w którym do dyspozycji mamy potężny arsenał bardzo szczegółowo odwzorowanych śmigłowców różnych producentów, które służyły we wszelkich możliwych armiach świata. Są tam zarówno nowoczesne maszyny, jak i stare trupy z okresu wojny w Wietnamie czy Afganistanie. Przyznam, że zupełnie nie znam się na helikopterach, ale przy okazji organizacji mini turnieju tej gry w krakowskim Muzeum Lotnictwa Polskiego, miałem okazję rozmawiać z prawdziwymi fachowcami z tej dziedziny. Wszyscy twierdzili, że twórcy, bardzo sumiennie przyłożyli się do pracy. To zapewne duży argument dla graczy, którzy siedzą w temacie.
Sama rozgrywka jest naprawdę bardzo atrakcyjna. O ile początkowo miałem mały problem z wyuczeniem się sterowania maszynami (a każda w zasadzie prowadzi się inaczej), o tyle w po kilkunastu minutach byłem już prawdziwym królem przestworzy.
Jednak podnieść maszynę, przelecieć nią między wzgórzami i wylądować we wskazanym miejscu to bułka z masłem. Problemy zaczynają się, gdy jesteśmy pod silnym ostrzałem, a w dodatku musimy zrealizować wyznaczone nam cele. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa! Neutralizacja oddziałów pancernych, niszczenie okopanych jednostek artylerii czy przerzucenie piechoty na drugi koniec mapy, to tylko wstęp. Najwięcej frajdy sprawiają oczywiście bitwy w powietrzu, gdzie ciężkie karabiny maszynowe prują niebo, a w przestrzeni latają rakiety niczym komary nad mazurskim jeziorem.
Na dodatek ogromny wpływ na rozgrywkę ma oczywiście rzeźba terenu. Zwykle przyjdzie nam walczyć między potężnymi górami, w kanionach czy wąskich przesmykach. Wszystko super, wszystko fajnie, a tu nagle zza wzgórza wyskakują na Ciebie przeciwnicy albo z krzaczorów leci rakieta wystrzelona przez koziego pasterza czy wietnamskiego zbieracza ryżu.
Grafika w grze jest przepiękna i czasem człowiek jest w stanie zagapić się na chwilę, patrząc na zachód słońca znikającego za skalnymi szczytami. Oczywiście zazwyczaj kończy się to rozbiciem się o pagórek, czy rakietą w dupsku… eee… znaczy pod ogonem.
Tak jak wspominałem już na początku, Heliborne najwięcej zyskuje w grze wieloosobowej. Frajdy jest tam co niemiara. Oczywiście najwięcej zabawy jest z przyjaciółmi. Koniecznie jednak grajcie na słuchawkach i bezwzględnie komunikujcie się przez mikrofon. Klimat jest przy tym nieziemski. Ponieważ jestem szczęśliwym posiadaczem gamingowych słuchawek z wbudowanymi silnikami, w trakcie lotu śmigłowcem cały łeb mi się trzęsie, a gdy zaliczam kraksę to czuję jakbym przygrzmocił bańką o trotuar.
O Heliborne można by pisać jeszcze bardzo długo, ale ja nie lubię przesadnie zagłębiać się w detale. W tę grę po prostu trzeba zagrać. Tym bardziej warta jest naszej uwagi, że twórcy stale ją rozbudowują. Niedawno pojawiła się właśnie zapowiedź nowych map, tym razem poświęconym okrętom i walce na morzach i oceanach. Może być ciekawie.
Podsumowując, gorąco polecam ten tytuł, nie tylko śmigłowcowym świrom, ale także graczom, którzy po prostu lubią postrzelać i choć na chwilę chcą się oderwać od FIFA, SIMS czy Counter Strike.
Artur “ARTUT” Machlowski

|