"Toporiada - konwent inny niż wszystkie" - można by rzec sloganem reklamowym. Wyjątkowy już na pierwszy rzut oka, bo nie odbywa się w standardowej szkole-w-środku-miasta, lecz w leśniczówce i wojskowych namiotach. Jak niegdyś toruński Zahcon w XIX-wiecznym forcie pruskim, tak i Toporiada podejmuje gości w niezwykłej jak na konwent scenerii. Leśne obozowisko z prawdziwym ogniskiem to wspaniała przestrzeń dla sesji i LARPów. Takie też było moje pierwsze wrażenie: miejsce z ogromnym potencjałem, który aż prosi się o wykorzystanie. I nie zawiodłem się - to był jeden z najlepszych konwentów, jakie odwiedziłem.
Czwartek
Czwartek nie miał bogatego programu - i zupełnie słusznie. Ludzie przyjeżdżali o różnych porach, rozbijali namioty, rozkładali sprzęt, zwiedzali teren, witali znajomych i nawiązywali znajomości... gdyby wówczas prowadzić prelekcje czy konkursy, frekwencja byłaby mizerna. Pierwszy dzień konwentu upłynął głównie na powitaniach i przygotowaniach. Organizatorzy zaoferowali tylko jeden punkt programu - LARP fantasy, rozpoczęty późnym popołudniem. Tylko jeden, za to bez limitu osób, angażujący wszystkich konwentowiczów. I za to duże brawa dla Toporów - od początku do końca konwentu starali się, żeby każdy miał coś ciekawego do roboty i nie snuł się bez celu.
A Toporowy LARP zaskoczył mnie ogromnym zaangażowaniem ze strony uczestników. Toporczycy naprawdę lubią i umieją grać. Niby nic w tym nadzwyczajnego, wszak na każdym konwencie gra się w RPG. Ale zwykle jest tak: wczuwa się kilku zagorzałych pasjonatów, a większość gra "na pół gwizdka". Rzadko się zdarza, by tak duża grupa ludzi wkładała w LARPy tyle pracy i serca. Pracowicie przygotowany obóz orków miał swoją scenografię - sztandary, zwierzęce skóry, prymitywną broń itp. Sami orkowie mocno ucharakteryzowani: przebrani, uzbrojeni, a nawet pomalowani na zielono. I co najlepsze: cały czas grali, i to grali świetnie. Na LARPach widziałem nieraz, że gdy tempo akcji spada, to gracze wypadają z ról i zaczynają pogawędki poza grą. Ale nie na Toporiadzie. Przez ponad godzinę siedziałem z Jackiem Komudą w niewoli u orków, czekając na rozwój wydarzeń. W obozie nie działo się nic szczególnego, ale nie słyszałem, żeby przez ten czas ktokolwiek porzucił swoją rolę. Orkowie gadali prostackim językiem, warczeli na siebie, naśmiewali się z więźniów, strażnicy dyskutowali z nami o wojnie i religii, szamani leczyli rannych... Krótko mówiąc, obóz orków zagrany perfekcyjnie, i to przez kilkunastoosobową grupę. Jacek orzekł po LARPie: "Naprawdę czułem się tak, jakbym siedział u nich w klatce."
Piątek
Na drugi dzień od 10-tej rano ruszył typowy program prelekcji, pokazów i konkursów ułożony w dwa bloki. Nad tym nie będę się rozwodził, bo nie ma po co - był to normalny, porządny konwentowy standard, w tym przezabawny konkurs dla orków. Kto ciekaw szczegółów, znajdzie program na www.topory.org. Około 16-tej nastąpiło oficjalne otwarcie konwentu, i temu warto poświęcić kilka słów, bo to kolejny atut Toporiady. W ramach "ceremonii otwarcia" odbył się program kabaretowy, co jest tradycją od bodajże dwóch lat. Jak wszystko na Toporiadzie - przygotowany świetnie. Rekwizyty, nagłośnienie, własne teksty i pomysły, i to takie, że publiczność ryczała ze śmiechu. Za jakiś czas na www.topory.org będzie można obejrzeć materiał filmowy - polecam.
Poza tym dało się zauważyć charakterystyczne dla Toporów dążenie do zintegrowania wszystkich - powtarzam "wszystkich" - uczestników: widownię ustawiono do grupowego zdjęcia. Niby nic wielkiego, a jakoś cieszy.
Godziny wieczorne i nocne przeznaczono wyłącznie na sesje RPG, w tym po ok. 10 sesji u mistrzów gry "zakontraktowanych" przez organizatorów. Orgowie zadbali o wszystko - zapisy na czytelnej tablicy (z pierwszeństwem dla dziewczyn i dla gości konwentu), przydział i oznakowanie namiotów, wyposażenie w stoły, krzesła i świece. Jedną sesję przygotowano specjalnie dla początkujących, którzy dotąd nie grali w RPG. I za to znów duże brawa. Jak już pisałem - organizatorzy naprawdę dołożyli starań, żeby zapewnić wszystkim dobrą zabawę. Odkąd skończył działalność PKF Moulder (konwenty H.E.C.A z Piły), nigdzie nie widziałem takiej dbałości o uczestnika.
Przyznać trzeba, że Topory mają tu łatwiejsze zadanie niż ktokolwiek inny, bo populacja liczy mniej niż 150 osób, a już samo miejsce tworzy doskonały klimat i poczucie wspólnoty. W typowej konwentowej szkole sesje poupychane są w osobnych, odizolowanych salach. Tu - o jednakowej w przybliżeniu godzinie we wszystkich namiotach zapłonęły świece i zaczęto grać (a jury konkursu o Złoty Topór zabrało się za dyskretne ocenianie sesji). Przez uchylone brezentowe płachty widać było ogniki pełgające w sąsiednich namiotach. Staliśmy się wspólnotą ludzi pochłoniętych przez grę. Dawno nie czułem, że dla ogółu konwentowiczów RPG to coś tak naprawdę ważnego, jakby świątecznego.
Sobota / niedziela
Sobotni plan zajęć był taki jak piątkowy: od 11-tej prelekcje - konkursy - pokazy, a od 17-tej sesje RPG. Z programu na wzmiankę zasługuje
prelekcja Jacka Komudy o koniach i jeździectwie, przeprowadzona z udziałem dwóch żywych wierzchowców. Nieczęsto zdarza się konwent, na którym można przejechać się konno. Sesje RPG - w tym znów z 10 czy 12 u "dyżurnych" MG - zakończyć się miały do północy, a potem zaplanowano oficjalne zakończenie konwentu z rozdaniem nagród i obfitością podziękowań. Ulewny deszcz opóźnił ceremonię o ponad godzinę, ale nic straconego. Wszystkie atrakcje się odbyły - a w błędzie jest, kto sądzi, że były nieciekawe. Od 2-giej do 5-tej rano grzmiał koncert zespołu ChaosUC na żywo, grający utwory metalowe na przemian z "Kantyczką" Jacka Kaczmarskiego. A jednocześnie trwało ognisko integracyjne ze smażeniem kiełbasek i spijaniem trunków (z czego najmilej wspominam domowej roboty cytrynówkę). Ławki wokół ogniska były mokre od deszczu, ale w niczym to nie przeszkodziło. Zresztą słońce wstało wcześnie i posłużyło jako suszarka. Dla mnie i niektórych moich rozmówców ogniskowa integracja zakończyła się dopiero w niedzielę o 11-tej. Zdążyłem jeszcze zażyć dwóch godzin snu, zanim przyszła pora pakować się i ruszać w podróż powrotną. Co przyjąłem z wielkim żalem, przekonany, że Toporiada była stanowczo zbyt krótka.
Podsumowując
Leśna sceneria to duży atut, ale wcale nie najważniejszy (bo w klimatycznym miejscu też można zrobić kiepski konwent). Najcenniejszym wyróżnikiem Toporiady jest znakomicie zgrana ekipa organizatorów i uczestników. Znaczna część konwentowiczów wywodzi się z lokalnego środowiska, z fandomu RPG-owego z Rawy Mazowieckiej, a Toporiada jest ich flagową imprezą, w której przygotowanie wkładają wiele wysiłku. Czego dobrym przykładem obóz orków albo filmowe zapowiedzi i relacje na WWW. Albo ofiarna praca dziewczyn w kuchni. Widać, że ludzie świetnie się znają i nie po raz pierwszy organizują konwent plenerowy. A mimo to nie tworzą hermetycznego grona "krewnych i znajomych Królika", w którym nowi przybysze czuliby się obco. Toporczycy to lud gościnny i serdeczny, przyjazny dla nowych i dla nowicjuszy, czego dowodem m.in. specjalne sesje RPG dla początkujących.
I jakimś cudem udaje im się łączyć swobodę ze sprawnością organizacyjną. Na miejsce zwieźli namioty, meble, kuchenkę, sprowadzili toaletę przenośną, wypożyczyli konie na Jackową prelekcję, uruchomili sklepik działający niemal cały dzień, w piątek i sobotę wydawali z kotła ciepły obiad, drukowali na miejscu dyplomy dla zwycięzców konkursów, pilnowali zapisów na sesje itd. itp. A przy tym wcale nie narzucali uczestnikom sztywnego rygoru, pozwalali np. na opóźnienia prelekcji czy konkursów i jakoś nikomu to nie wadziło. Sami nieraz żartowali, że na Toporiadzie żaden punkt programu nie rozpocznie się dokładnie o czasie. Było to przedziwne połączenie profesjonalizmu w ważnych sprawach i nieskrępowanej swobody w pomniejszych.
Jakieś słowo krytyki?
Niniejsza relacja jest podziękowaniem dla Toporów za wspaniałą imprezę. Ale to nie znaczy, że niewygodne fakty miałbym przemilczać. Tam po prostu nie ma czego się czepiać. Jedyna rzecz, którą warto by poprawić, to asortyment towarów w sklepiku. Zdałoby się coś dla urozmaicenia oprócz słodyczy i kiełbasy, bo do sklepu we wsi jednak jest kawał drogi.
Aha, i jeszcze jedno - Toporiada trwa zbyt krótko.
Ale to już chyba mówiłem.
Trochę danych
Czas i miejsce: 10-12 lipca 2008, Głuchów k. Rawy Mazowieckiej
Organizator: Rawskie Stowarzyszenie Miłośników Gier Fabularnych i Fantastyki "Topory"
Uczestnicy: ok. 130 osób
A tu fotorelacja - głównie z obozu orków:
http://picasaweb.google.pl/karol.stachurski/Toporiada2008?authkey=ymfnKjmX9do
|