Wielu z Was zapewne już zauważyło, że każda „seryjna” gra, prędzej czy później zbacza na złą drogę i pogrąża się. Było tak np. z Tomb Raiderem, który od trzeciej części zaczął kopać swój własny grób i spotkało to także Drivera, którego pierwsza odsłona była zarazem ostatnią, wartą polecenia. Mimo wszystko, z biegiem czasu Larze Croft udało się przywrócić dawny blask (TR Legendy, TR Anniversary). Jak będzie w przypadku Drivera? Dwa lata temu pojawił się czwarty Driver, zatytułowany Parallel Lines przeznaczony dla posiadaczy konsol PlayStation2. Produkcja była nienajgorsza. Ba, mogę się nawet pokusić o zdanie, że to najlepsza część serii. Chociaż została oceniona bardzo oschle przez redaktorów, uważam, że gdyby nie patrzyli tak bardzo przez pryzmat Grand Theft Auto, to na pewno złego słowa by nie powiedzieli. Zaledwie parę miesięcy temu, „czwórka” doczekała się konwersji na komputery osobiste. Czy DPL warte jest uwagi? Zapraszam do dalszej części recenzji.
Fabuła w grze została podzielona na dwie zasadnicze części. Akcja pierwszej przenosi nas w lata siedemdziesiąte do Nowego Jorku. Postacią, którą przyjdzie nam animować, jest niejaki TK (The Kid, Dzieciak). Hulaszczy tryb życia sprowadza młodzieńca do tego miasta, by tu zdobyć znajomości i zacząć robić to, co umie najlepiej: prowadzić samochód. Mimo młodego wieku, traktowany jest przez swoich zleceniodawców z szacunkiem. Z czasem jednak bardzo szybko przekonuje się, że tak naprawdę nikomu nie może ufać. Wrobiony, trafia za kratki na 28 lat. W tym momencie rozpoczyna się drugi epizod. Gdy opuszcza więzienne mury, jest 2006 rok. Postanawia odnaleźć zdrajców i zemścić się na nich za to, co mu zrobili.
Całość to 32 różnorakie misje, w których nie tylko będziemy prowadzić samochód, ale też sobie trochę pobiegamy i postrzelamy. Oprócz tego, twórcy przygotowali dla nas misje dodatkowe (wyścigi na torze, ściąganie długów, czy zabójstwo na zlecenie itp.), które pozwolą nam zarobić extra pieniądze. Są one wysoce wskazane, jeśli chcemy mieć troszkę dolarów na koncie, gdyż za większość misji podstawowych nie dostajemy nic poza „uściskiem dłoni prezesa”. Gdy już coś sobie uskładamy, udajemy się do warsztatu Ray’a, który jest pewnego rodzaju naszym depozytem. Możemy w nim kolekcjonować samochody dostępne w grze, tuningować je oraz reperować. Zwłaszcza ta druga opcja, sprawia wiele radochy. Naszemu cacku możemy dokupić lepszy silnik, sportowe zawieszenie, mocniejsze hamulce, podtlenek azotu, itp., a także zmienić wygląd zewnętrzny, malując karoserię, czy montując spojlery. Możliwości jest całkiem sporo. W tym miejscu warto zaznaczyć, że w całym mieście pochowane są złote gwiazdki (coś pod deseń ukrytych paczek z GTA), za których zebranie dostajemy bonusy. Opłacalnym jest zebranie wszystkich z nich, dzięki czemu będziemy mogli tuningować nasze fury zupełnie za darmo.
Skoro już przy temacie samochodów jesteśmy, to powiem od razu, że ilość ich jest ogromna. Twórcy przygotowali dla nas około 80 pojazdów (w tym parę motorów) i muszę przyznać, że są one bardzo dobrze dopracowane, wyglądają ślicznie. Ponadto, nareszcie każdy samochód ma swoją markę - co prawda nie są to nazwy licencyjne, takie jak Audi, Ford, itd., ale pewien postęp w stosunku poprzednich części dał się zauważyć. Model jazdy jest naprawdę dobry. Autka prowadzi się bardzo przyjemnie. Niemożliwe jest wyrobienie sobie uniwersalnego sposobu jeżdżenia, gdyż każdy wózek zachowuje się inaczej (zwrotność, hamowanie, przyspieszenie, odporność na zniszczenia itp.). To, co spowodowało u mnie opad szczeny, to model zniszczeń zaimplementowany w grze. Oczywiście nie ma nic dziwnego w odrywającej się masce, tłukących się szybach, pękających oponach czy kulach pistoletu pozostawiających ślad na karoserii, ale gdy jadąc bardzo szybko wyszedłem na czołówkę z innym samochodem, urwałem przednie koło. Dodatkowo moment wypadku został przedstawiony w zwolnionym tempie i z innej perspektywy. Wyglądało to bardzo efektownie, chociaż dalsza jazda tym samym pojazdem nie była już możliwa. Wart zaznaczenia jest również fakt, że w końcu poszczególne części miasta mogą ulec zniszczeniu (płoty, kontenery, kosze, skrzynki itp.). Ci, co grali w „trójkę” z pewnością pamiętają przydrożne, niezniszczalne krzaczki i zapewne się ucieszą grając w nowego Drivera.
Sztuczna inteligencja jak zwykle jest zakręcona bardziej niż karuzela w wesołym miasteczku. Raz spisuje się bardzo dobrze, a raz beznadziejnie (z większą przewagą beznadziejności). Niejednokrotnie zauważyłem, że podczas wyścigów moi współzawodnicy skręcali w zupełnie innym kierunku niż meta. Co się zaś tyczy policji, to z nią też nie jest najlepiej. Do czasu, aż nie będzie nam potrzebna do jednej z misji, to praktycznie jest niezauważalna. Zarówno łatwo jest zwrócić na siebie ich uwagę, jak i zgubić pościg.
Oprawa graficzna jest bardzo ładna. Miasto zostało starannie dopracowane, a animacja postaci płynna i realistyczna. Dla tych bardziej dociekliwych, możliwe jest znalezienie charakterystycznych budynków/miejsc dla Nowego Jorku (np. WTC). Atutem są także świetnie przygotowane filmiki przerywnikowe, opowiadające historię gry. Muzyka to również wielki plus. W pierwszej części (lata ’70) usłyszymy stare rockowe utwory, a w drugiej pojeździmy słuchając techno lub hip-hopu. Znajdziecie tutaj takich wykonawców jak Iggy Pop, David Bowie, Funkadelic, Blondie, Public Enemy i wielu innych.
Podsumowując, Driver: Parallel Lines jest grą dobrą. Moim zdaniem jest to najlepsza część serii, lecz mimo to jest bardzo schematyczna i szybko się nudzi. Ciekawym pomysłem było podzielenie fabuły na dwie części. To tak, jakbyśmy grali w dwie różne gry. Dzieciak po latach dorasta, staje się mężczyzną, świat otaczający go również idzie do przodu oraz daje się zauważyć postęp technologiczny (gadżety, nowoczesne samochody). Suma sumarum, seria Driver powoli zaczyna na nowo błyszczeć, chociaż bardzo daleko jej jeszcze do doskonałości. Jestem przekonany, że panowie z Reflections Interactive złapali wiatr w żagle i nareszcie wzięli się do pracy. Czy są na dobrym torze, okaże się w kolejnej odsłonie. Według niepotwierdzonych informacji, Driver #5 pojawi się w marcu tego roku na konsole nowej generacji
Autor: Bartosz „Bartek” Sidzina
Redakcja: Marcin „Sharn” Byrski
Dziękujemy dystrybutorowi CD Projekt za udostępnienie darmowego egzemplarza do recenzji.
Driver: Parallel Lines |

|
Rozsądne wymagania sprzętowe:
Pentium 4 3.4 GHz, 512 MB RAM, karta grafiki 128 MB (GeForce 5200 lub lepsza), 4.8 GB HDD, Windows XP/Vista.
Testowaliśmy na:
Athlon XP 2500+ Barton, 512 DDR, Radeon X800GT 256mb, WinXP Sp2
I: Miodek…