|
 |
 |
 |
|
Duchy przeszłości
Sztuka teatralna w klimatach Warhammera |
20-04-2005, 16:07
Xaplan 1672 x przeczytano
---------- AKT I ---------- Zima w Imperium, Przyciemniony pokój w starym zamczysku, Przedzielony bordową, grubą kotarą w połowie Jedyne światło to świeca woskowa ustawiona na biurku. W oknach zasłony bordowe, umeblowanie skromne, gustowne: drewniane biurko, krzesła, komoda i szafy, niewielki barek i kilka zakurzonych butelek po bretońskich winach. Starszy mężczyzna, czytający książkę przy biurku. Dziwne cienie na ścianach CZYTAJĄCY Ach i znów mnie nawiedzacie! Odejdźcie! Pozostawcie mnie z księgą rodu mego! GŁOSY Ależ drogi przyjacielu nie przeszkadzaj sobie. cienie na ścianach poruszają się My tylko chcemy patrzyć na Ciebie – głosy milkną, nagle jeden dodaje ostatniego, który pozostał w rodzie. CZYTAJACY Tak więc może rodu mego historia któraś was zainteresuje? Wiele ich mam i mogę wam podarować w zamian za kilka chwil spokoju i uwagi. W księdze tej zawarłem ich wiele, w głowie zawartych więcej jest jeszcze. GŁOSY cienie zamilkły, przestały poruszać się po ścianach Drogi nasz towarzyszu, chętnie... chwila przerwy i choć z wielką łatwością w umysł Twój wnikamy, posłuchamy tego, czego jeszcze nam nikt inny nie opowiedział. Cóżeś w księdze tej wyczytał? CZYTAJĄCY Księga ta rodu mego zamożnego – rodu herbu czarnego Kurka, rodu czystego i pięknego, nieskażonego niczym, rodu mego chwila przerwy, po czym łkając – rodu Fejellnaara. GŁOSY chwila ciszy po czym widać, że cienie przybierają postać ludzi siedzących na krzesłach Słuchamy tego, czym dziś nas uraczysz. CZYTAJĄCY Niegdyś, gdy jeszcze Sigmar nie był bogiem, a jedynie bohaterem, mój ród zakładano. Założył go zapomniany już dziś Adalfrid – najstarszy ojciec. Gdy Adalfrid osiedlił się na ziemiach dziś zwanych Bretonią, jeszcze ludzie nie znali prastarej rasy wampirzej. Jeszcze nikt nie wiedział o nas nic, ale już wtedy ludzie byli głupcami i pozostawali w Chaosie. GŁOS jeden głos – wyższy od innych, głos żeński Ludzka głupota istniała zawsze: czy to za czasów powstawania tej cywilizacji, czy to za czasów gdy elfy były w stanie ludzi nauczyć czegokolwiek, czy to za czasów, gdy krasnoludowie jeszcze rasą byli na tyle liczną, aby powstać przeciw ludziom. Niestety, nikt tedy nie targnął się na ludzką głupotę. Teraz za to wszyscy po kolei pokutują i pokutować będą. CZYTAJĄCY podchodzi do barku, otwiera jedną z butelek i nalewa czerwonawej substancji (prawdopodobnie wina) do srebrnego kielicha siadając Nie zapominajmy o tym, że to od ludzi pochodzimy i to od nich się wywodzi nasza rasa. Gdyby nie oni nie mielibyśmy raison d’etre.. GŁOS poruszenie się jednego z cieni, niepewna gra, świeczka mało co nie gaśnie Mimo wszystko to ludzie winni są naszej egzystencji, więc niech oni odpowiedzą za to, co uczynili, na nas już czas. My zostaliśmy przez nich zapomniani i tylko nieliczni ludzie umieją sobie o nas przypomnieć, ale tylko wtedy, kiedy my tego zechcemy. Nigdy indziej. Owo zapomnienie ma jak najwięcej stron dobrych... lepiej, ażeby nas nie znali, niż wiedzieli o nas i nas nękali CZYTAJĄCY pijąc napój z kielicha, z lekką goryczą patrzy na cienie Jak już rozpocząłem pozwólcie mi skończyć. Wuj Adalfrid miał dwoje synów i jedną córkę. Ci zaś mieli każde po synu i córce, które też mieli po synu i córce. A wszystko to na przestrzeni ponad dwóch tysięcy lat. Moi rodzice także mają syna i córkę. I w ten sposób rasa nasza przetrwała. Odnalezienie doskonałego syna zabrało mym rodzicom o wiele mniej, niż dobranie prawidłowej córki. Krew ma szlachetna płynie w żyłach ojca, który wypił ją i oddał mi swej odrobinę. Matka ma zwróciła krew swą mej siostrze, a ta oddała jej swojej część. Ten prastary rytuał... GŁOS tym razem niski i basowy, wyraźnie zrywając się i występując przed innych Ten prastary rytuał wymyśliliście tylko po to, aby zachować waszą rasę i tylko on jest waszym celem. Nic innego tacy jak ty nie robią, nie chcą robić i nie zrobią. Wszystko opiera się tylko na jednej głupiej zależności – albo ów rytuał, albo śmierć i to wszystko, co was czeka! CZYTAJĄCY z gniewem Nie mów mi co mam robić, bo mam już sześć wieków za sobą i doskonale wiem, co znaczy ten rytuał dla mej rasy. Nie mów mi, co mam robić, bo stojąc naprzeciw mnie jesteś tylko małą istotą, której życie mogę zdmuchnąć ot tak – jak ową świecę. Nie nauczaj mnie, nie masz już czego. ściana na kilka chwil staje się ciemniejsza, po czym rozsuwają się zasłony, okna otwierają i cienie opuszczają pomieszczenie; do środka wpada potężny podmuch wiatru, gasi świecę CZYTAJĄCY powoli zbliża się do kotary przedzielającej pokój Czemu to spotkało akurat mnie? łkając Dlaczego?! przesuwa kotarę, ujawnia się druga część pokoju, w której leży martwa dziewczyna Dlaczego okazałem się być niezdolny?! Zawiodłem... ---------- AKT II ---------- Zima w Imperium, okolice wielkiego zamku, otoczonego lasem, po leśnej drodze idzie młody wojownik, odziany w kolczugę, z mieczem przy pasie, otulony w skórzany płaszcz WOJOWNIK śpiewa pieśń A pieśni te stare, Za polem, za lasem, Czas zimy nadchodzi, Wszystkich nas ochłodzi Zimy tej tchnienie Na Ulryka skinienie I ludziom straszna Zima ta sroga Na pewno w ofiary nie będzie uboga GŁOSY cicho, spokojnie, zza drzew Dokąd to wojaku? Czyż nie za daleko zapędziłeś się w tej srogiej godzinie? Droga ta ciężka, jeszcze samotnie spotka Cię co złego, polegniesz sromotnie WOJAK dobywa miecza z pochwy, rozgląda się wokół, przestraszony, szuka wroga Ujawnij się! Pokaż się! Nie tchórz, nie kryj swego oblicza GŁOSY głośniej, donośniej Nie mam ci ja oblicza dobry podróżniku. Jam nie istota Tobie podobna Ja nie stąd pochodzę, ja nie tu rodzony! WOJAK niepewnie, trzyma miecz w pogotowiu, cały czas obserwuje okolicę Jeśliś nie z tego świata to kim jesteś? Czego spokój mój mącisz swą wyklętą obecnością? Odejdź zjawo, odejdź maro! GŁOSY ciszej, chichocząc Jam ci nie zjawą, marą też nie. Jam jest twą myślą, niespokojnym brzmieniem... glos się ulatnia... Głosy odchodzą pomiędzy drzewa WOJAK przestraszony nasłuchuje, po czym pyta drżącym głosem Czego chcesz ode mnie, czyś jest mi przestrogą, czy może z pomocą nadchodzisz? Kim jesteś? Wróg czy przyjaciel... jeśliś wróg na końcu ostrza mego skończysz (tylko dojrzę Cię), jeśliś przyjaciel wejdź spokojnie w granice pochodni mej, abym mógł zobaczyć twarz twą... jego głos spokojnie rozpływa się pomiędzy drzewami, zrywa się mocny wiatr, co chwila uderza śnieg, dziwne wycia po lesie, mija kilka chwil, Wojak uspokaja się, chowa miecz i idzie w przód mówi do siebie Zamek na wzgórzu widzę, jeśli dziś tam dotrę o nocleg poproszę Jeślibym nie dotarł... zagubiony pomiędzy drzewami wielkiego lasu umrę i dla wilków będę pożywieniem... rusza w drogę GŁOSY pędzą po lesie, przechodzą pomiędzy sobą, mijają zamarznięty strumień, tańczą wokół drzew pieśń rozpoczyna jeden z trójki GŁOS 1 wysoki – damski O Zimo kochana, pani oto służebnica twa Ulryk twym mężem, jam córką waszą Tańczę z wiatrem – synem Twym... GŁOS 2 męski, niski, basowy Ojcze mój ojcze – panie wilków Pozwól zjednoczyć się z braćmi mymi Niechaj w tańcu porwą mnie w górę Niechaj z nimi w dal odejdę GŁOS 3 dzieci – chłopiec i dziewczynka Bracie nasz wietrze, Dziadku nasz mrozie Do was się uciekamy prośby te zanosząc Pozwólcie nam ukojenie znaleźć W lesie tym wielkim... GŁOS 1,2,3 razem, chór Ojcze Ulryku ty nas przywiodłeś Ty nas śmiertelnymi uczyń... Zginąć nam pozwól... odejść W dal wieczną... WOJAK głosy tu docierające zdają się mieszać z wiatrem razem staja się jakby smutnym gwizdem przez wiatr niesionym Zdawać by się mogło, że wiatr pieśń smutną niesie Czyżby znów ma głowa figle mi płatała? Czyżbym znów siebie sam oszukał? Może to był znak jakiś? Może pan zimy czuwa nade mną? staje w miejscu, obraca się w tył i patrzy przez kilka chwil dokładnie za siebie Czyżbym pozostawił za sobą coś, co zabrać powinienem? odchodzi, idzie dalej w stronę zamku ---------- AKT III ---------- Zima w Imperium, gdzieś wysoko w górach, podmuchy wiatru padający śnieg WIATR nie ma nikogo na scenie, głosy zza sceny Spotkałem dziś na drodze podróżnika... w zamyśleniu Dawno takich tu nie widziałem... ŚNIEG również nikogo nie ma, głos zza sceny Też go spotkałem, był przerażony, Widziałem, jak oszalał, chciał walczyć z powietrzem WIATR już pewniejszym głosem Nie, on nie oszalał... z kimś rozmawiał Nie wie sam z kim, nie wiem ja z kim... chwila milczenia Odwiedziłem dziś zamek... byłem w pokoju pana Widziałem go w rozpaczy i smutku Widziałem go w beznadziei Widziałem, że czas jego nadejdzie... Był sam, sam ze sobą rozmawiał Myślami głośno wymieniał się z trupem Na wielkim łożu... ŚNIEG w zamyśleniu Choćbyśmy i chcieli sprawy te Pozostawić musimy... Nie pozwolono nam ingerować w ich czyny Sami się o to prosili, teraz mają co chcieli... Głupcy... ludzie głupcami są Lecz nigdy zrozumieć tego nie zechcą WIATR ukazując lasy, pola, wsie, rzeki Oto ich Świat... w zamyśleniu Oto miejsce, które należy do nich. Nie jest ich własnością, ukradli je innym Tak jak nam chcą wydrzeć władzę nad tym, co nasze Głupi jesteśmy chwila namysłu, po czym dodaje ale wieczni... ŚNIEG patrząc w niego, w chmury Oto i nasz problem! Wieczni przez co skazani na dolę I niedolę... na to, żeby patrzyć na Świat i... chwila myśli Aby przypominać niemych sędziów Możemy patrzeć, możemy oceniać Wyroki nasze nie liczą się władzy nie mamy Władza w rękach bogów... a ci nam nigdy jej nie odstąpią Jest jednak w nich coś ludzkiego! WIATR przelatując pomiędzy drzewami w ciemnym lesie Nie stawaj wobec bogów! Nie sprzeciwiaj się im! Oni są w stanie pozbyć się Ciebie i mnie i Wszystkiego co nas otacza! Nie warto... lepiej żyć, wyrokować Patrzeć i obserwować... To nam pozostało to nam będzie przyszłe Chodźmy poszukać owego podróżnika Ktoś musi dotrzymać mu towarzystwa ---------- AKT IV ---------- Zima w Imperium, ogromny zamek, w którym rozbrzmiewa dźwięk dzwonu, pokój, otwarte okno, padający śnieg, wiejący wiatr, pomieszczenie takie, jak w akcie pierwszym – pokój Czytającego CZYTAJĄCY na dźwięk dzwonu. Ze zdziwieniem, do siebie Goście?! Tutaj?! Dziś?! opuszcza pomieszczenie, schodzi po schodach do wrót zamczyska, otwiera wrota, na widok podróżnika wita go i wskazuje aby ten wszedł do środka, po czym mówi Wejdź do środka, Na dworze zimno, a u mnie znajdziesz i Ciepłe posłanie i strawę jaką dobrą WOJAK wchodzi do środka Witajcie panie, przepraszam, że nachodzę w noc taką Ale jako jedyne schronienie Twój dwór zobaczyłem. Jeśli łaska noc spędzę, o świtaniu odejdę. CZYTAJĄCY Drogi podróżniku, w mych progach jesteście gościem Nader miło widzianym. Pozostaniesz tu ile zechcesz WOJAK odkładając swe rzeczy na bok Dzięki Ci panie za ratunek. Wieś miała być po drodze, lecz teraz jeno zgliszcza Pozostały po niej Iść dalej musiałem. We wsi ruinach pozostać – śmierć Droga niepewna... może i zbawienna CZYTAJĄCY Droga zbawienną się okazała Dotarłeś tutaj i bezpiecznym jesteś, pozwól się na chwil kilka opuścić. Przygotuję kolację, abyś panie z głodu w mych progach nie umarł, Tymczasem przy ogniu zasiądź i ogrzej się trochę. Zimno wokoło, a tylko przy ogniu Znajdziesz trochę ciepła szybko odchodzi, znika za jednymi z drzwi WOJAK obchodzi wielką salę wokół, podchodzi do paleniska tam siada na jednym z foteli, ogrzewa się przy ogniu, rozkłada przemoczone ubiory nad ogniem CZYTAJĄCY po kilku chwilach wraca, zbiera rzeczy podróżnika, po czym pyta Drogi gościu mój wybacz, ale dopiero za chwil kilka podam Ci do stołu, Powiedz mi jak tam na trakcie? Kogoś spotkałeś? Coś widziałeś? Ciekaw jestem, dawno nie byłem w drodze i chciałbym abyś podzielił się ze mną Opowieścią z podróży. WOJAK ze zniechęceniem, ledwo powstrzymując ziewanie Panie drogi... trakt się nie zmieni nigdy. Zawsze będzie nieprzyjazny dla nas – podróżników, zawsze groźnie jest podróżować samemu. Ja niestety muszę dotrzeć do miasta stołecznego. Pora ta... Pora w drogę zła – jak najbardziej... to zimno, to zmęczenie szybciej człekowi doskwiera. Wiele wsi już nie ma, zgliszcza pozostały... nikt już ich nie chroni, wojska graniczne zajmują się nie tym, co powinny robić. Mordują się ludzie z ludźmi nawzajem, a wroga nie ma kto przegnać na wieki... CZYTAJĄCY wychodzi na chwilę, po czym wraca z wielką tacą, na której znajduje się pieczone kurcze, a także z butlą wina i kielichem Zasiądź panie do stołu. Smakuj, niechaj moje jadło siłą Cię napełni, a ja tymczasem Pójdę przygotuję pomieszczenie dla Ciebie, abyś był przyjęty godnie. WOJAK na widok jedzenia nie zwraca uwagi na pana domu. Zasiada do stołu i czym prędzej je CZYTAJĄCY wraca po pół godzinie, zastaje podróżnika we śnie, zanosi go do komnaty na górze, kładzie na łożu obok ciała dziewczyny po czym przysysa się do jego dłoni i pije zeń krew skończył, mówi do siebie Krew świeża, słodka, dawno nie smakowana przeze mnie Niechaj odrobinę jeszcze uszczknę... wbija kły w szyję podróżnika, sączy krew dalej ---------- AKT V ---------- Zima w Imperium, pomieszczenie, w którym stoi Czytający, okno otwarte, wewnątrz wieje Wiatr i pada do środka Śnieg WIATR ze smutkiem na twarzy do Śniegu I tak oto przyjacielu Kolejna dusza ludzka opuściła ten padół... Dla jej dobra raczej, niźli dla krzywdy jej wielkiej ŚNIEG ze smutkiem w głosie Dla dobra jej to uczynił Dla dobra ludzi zabijać ich winni Dla dobra ludzi i Świata całego ---------- EPILOG ---------- Zima w Imperium, Przyciemniony pokój w starym zamczysku, Przedzielony bordową, grubą kotarą w połowie Jedyne światło, to świeca woskowa ustawiona na biurku. W oknach zasłony bordowe, umeblowanie skromne, gustowne: drewniane biurko, krzesła, komoda i szafy, niewielki barek i kilka zakurzonych butelek po bretońskich winach. Starszy mężczyzna czytający książkę przy biurku. Dziwne cienie na ścianach CZYTAJĄCY Ach i znów mnie nawiedzacie! Odejdźcie! Pozostawcie mnie z księgą rodu mego! GŁOS WOJAKA Ależ drogi przyjacielu nie przeszkadzaj sobie. cień na ścianie porusza się Ja tylko chcę patrzeć na Ciebie po chwili zamyślenia ostatniego z rodu... ---------- KONIEC ---------- Redakcja: Saovin
|
|
Skomentuj: |
Nie posiadasz uprawnień by dodawać komentarze. |
|
|
|
|
|
 |
 |
 |
 |
|
|
|